Pogoda raczej domowa, więc sa kolejne efekty odkurzania szuflad i pudeł. Mimo słabej jakości i chałupniczego zdigitalizowania chyba warto się nimi podzielić.:)
Chyba w 1996 roku, prawie na pewno w grudniu, w ramach zaglądania w rzadziej uczęszczane tatrzańskie zakamarki, które okazjonalnie uprawiałem z Wojtkiem Kurtyką, zapoznałem sie ze Śnieżną Dolinką. Naszym dodatkowym pomysłem było przejście nitki lodu na prawo od głównego – łatwego w tym miejscu – ciągu Dolinki Śnieżnej. Byliśmy wtedy przekonani, że nie ma on przejścia – teraz pewnie ma, ale regularnie się formuje i na pewno wciąż jest ciekawym pomysłem 🙂
Jak widać na zdjęciu, pomysł nie całkiem się powiódł, bo w połowie wysokości naszego wariantu lód robił się cienki i odparzony od skały, więc grzecznie wrócilismy po półkach na normalną drogę. Warunki były świetne – na dolnych progach Dolinki było tak:
i tak:
Potem w środkowej części nasza próba na soplu. Nie ma zdjęć, więc chyba nie było jak fotografować. Poniżej Wojtek na ostatnim wyciągu przed biwakiem.
Biwak był w miarę komfortowy. Nieśliśmy ze soba dużą płachtę i dwuosobowy śpiwór, a w ramach polecanego przez Wojtka patentu na niezamarzające jedzenie na biwak nabraliśmy pączków. Są tak tłuste, że nie zamarzają, a trudno o coś lepszego w zimny poranek niż pączek – nawet wczorajszy….
Tu ujęcie z biwaku i poranna wspinaczka w stronę grani. Kto dzis pamięta raki Foot Fang… Potwory z plastikową płytą i czterema zębami atakującymi, ważące tyle, co dwie pary współczesnych raków na trudny lód 🙂 Po biwaku ruszyliśmy w strone grani.
I po chwili cieszyliśmy sie słońcem 🙂
Mało wyraźne zdjęcia szczytowe, potem szybkie zejście Kapałkowym Żlebem i już było po takiej fajnej przygodzie…
Marcin Kacperek
2 komentarze
Fajna opowieść, a stare zdjęcia dodają jej jeszcze klimatu 🙂
Super sie czyta! Odkurzaj czesciej archiwum!;)