Agnieszka Szymaszek rozmawia z Przemkiem Wójcikiem, wśród ilustracji zwraca uwagę bardzo archiwalne zdjęcie narciarskie 🙂
fot. A. Kokot
– Działałeś w wielu, czasem w bardzo wielu egzotycznych górach.
– Wspinałem się Himalajach w Nepalu i Indiach oraz w Tybecie. Oczywiście w Alpach. To najważniejsze rejony. No i w Tatrach… Jeszcze w czasach licealnych byłem też w Kaukazie 🙂
– Masz na koncie autorskie przejścia w Himalajach. Dodajmy, że to nie są rejony popularne, często wybierane przez wspinaczy.
– Tak, były to raczej mało uczęszczane rejony, może poza Nepalem, gdzie działaliśmy w rejonie Khumbu. To okolice Everestu i Cho Oyu, zatem było tam sporo turystów trekkingowych. Jeśli chodzi o Tybet – wspinaliśmy się wraz z Marcinem Kacperkiem i Andrzejem Sokołowskim w górach Qonglai położonych w zachodniej części Seczuanu, na granicy Seczuanu i Tybetu. Zrobiliśmy drogę wyprowadzającą na szczyt prawie pięciotysięczny. A jeśli chodzi o najbardziej nienaruszony i pierwotny rejon, w jakim działałem, była to Dolina Miyar w Himalajach Indyjskich. W 2006 roku poprowadziliśmy tam z Michałem Królem dwie nowe drogi. Trekkingowy szlak wiodący dnem głównej doliny wyprowadzający na przełęcz uczęszczany jest dosyć rzadko. Byliśmy tam ponad miesiąc, a spotkaliśmy w tym czasie tylko dwóch turystów.
– Jak wygląda łączność ze światem?
– Tylko przez telefon satelitarny. Jeśli go nie ma – a my nie mieliśmy – trzeba zejść do „pobliskiej” wioski położonej 35 km dalej i prawie 2000 m niżej. Obecnie Dolina Miyar rozwija się, drogę jezdną wydłużono o 15 km. Nadal jednak jest to teren dość odludny. Gdy tam byliśmy, nie było tam żadnej infrastruktury. W wiosce nocowaliśmy u tubylców. Wynajęliśmy tam tragarzy, ale to było całe wydarzenie. W wiosce była to bowiem rzadkość. Nie mieli określonych stawek, nie byli przyzwyczajeni do takiej pracy. Zebrała się cała społeczność, pertraktowaliśmy ceny. Po drodze nie było żadnej infrastruktury, tak jak na popularnych himalajskich szlakach, gdzie można spać w lodge’ach lub zjeść po drodze w knajpkach. Tak jest np. w Khumbu. W Miyar nic takiego nie było. Niedaleko od naszej bazy znajdowała się koleba pasterska, gdzie mieszkali pasterze. Z nimi jedynie mieliśmy kontakt, z tym że nie rozmawiali po angielsku. Porozumiewaliśmy się na migi. Było bardzo miło. Częstowali nas swoją herbatą lub haszem :-), a my ich ciastkami i naszą herbatą. Byli nami bardzo zainteresowani, a my nimi – teraz coraz trudniej jest spotkać w górach ludzi odizolowanych, na których turystyka nie wywarła wpływu.
– W Himalajach Khumbu w 2008 roku poprowadziliście – z Michałem Królem i Andrzejem Sokołowskim – nową drogę wyprowadzającą na szczyt Pharilapcha, którą nazwaliście Dzień Niepodległości. Udało się ją bowiem skończyć 11 listopada. Było to spore dokonanie.
– Samo zrobienie drogi zajęło nam 3,5 dnia. Fajna, zróżnicowana droga częściowo w lodzie, częściowo w skale, długa, miejscami krucha, z niepewnym lodem. Miejscami napotykaliśmy na zupełnie sypki, kopny śnieg, w którym trudno był przemieszczać się do góry.
– Jak wyglądała twoja droga do zostania przewodnikiem IVBV?
– Sporo się wspinałem, działałem w górach. Po kilku wyprawach pojawił się pomysł, zrobienia kursu przewodnickiego IVBV. Rozważaliśmy to razem z Miśkiem (Michał Król) i Sokołem (Andrzej Sokołowski), z którymi się sporo wspinam. Po odbyciu kilku rozmów z kolegami będącymi przewodnikami, zdecydowaliśmy złożyć podanie z wykazami i jakoś poszło 🙂
– Już samo dostanie się na kurs jest obarczone wieloma trudnościami i wysokimi progami. Kandydat powinien być osobą już świadomie i profesjonalnie działającą w górach.
– Tak. Trzeba mieć sporą górską bazę. Kurs nie polega na tym, że zdobywa się w trakcie jego trwania doświadczenie górskie – trzeba je już mieć. Uczy się przewodnictwa, a nie bycia w górach.
– Polscy przewodnicy chcący należeć do IVBV szkolą się nie tylko w Tatrach.
– W trakcie kursu działaliśmy w różnych górach, głównie w Alpach, zarówno zimą jak i latem; wspinaczkowo, narciarsko, na lodowcach, etc.
– Zgłaszają się do ciebie osoby, których nie znasz. W jaki sposób wyczuwasz, dowiadujesz się, czy one są świadome celu i mają odpowiednią kondycję? Idziesz z kompletnie nieznajomymi osobami?
– Zaczynam od wywiadu. Trzeba porozmawiać, posłuchać, jakie ta osoba ma doświadczenie, co i jak mówi, gdzie była i co robiła. Dużo można wywnioskować z samego sposobu przekazu, z tego, jak i co mówi, jak się zachowuje. Warto też – jeśli mamy wybrać się w góry wyższe i trudniejsze – zorganizować przynajmniej jeden dzień „sprawdzający” w Tatrach. Zrobić coś łatwiejszego. Zimą pochodzić w rakach i z czekanem.
– Czy zdarza się, że klient tak bardzo chce osiągnąć cel, zdobyć górę, że trudno go od tego odwieść, w przypadku, gdy np. zepsuje się pogoda, lub zajdą inne czynniki uniemożliwiające kontynuację marszu lub wspinaczki?
– Takie sytuacje zdarzają się, ale rzadko. Częściej mamy do czynienia z sytuacjami odwrotnymi, gdy musimy motywować osoby, które z powodu strachu, ekspozycji, gorszych warunków chciałyby zawrócić spod szczytu 🙂 Natomiast ktoś może się zdeteriorować, odwodnić – i nie zdawać sobie z tego do końca sprawy – wtedy przewodnik powinien odpowiednio zadziałać. Takie objawy widać po sposobie zachowania się danej osoby. Oczywiście zawsze zawracamy zanim poziom ryzyka – z jakiegokolwiek powodu – przekroczy dopuszczalną granicę. Bezpieczeństwo jest najważniejsze.
– Jakie aktywności są w górach obecnie najbardziej popularne, czy też takie się stają?
– Biorąc pod uwagę różne dziedziny działalności górskiej wyraźna i największa zmiana nastąpiła w skialpinizmie czy też narciarstwie wysokogórskim. Narciarstwo skiturowe, ale też freeride z roku na rok robią się coraz bardziej popularne. Jeśli chodzi o Polskę, zmiana ta nastąpiła niedawno, kilka lat temu. To ludzi naprawdę bardzo interesuje i osób zainteresowanych skialpinizmem, turystyką narciarską lub freeridem jest coraz więcej. Wybierają też coraz ciekawsze rejony, by tę dyscyplinę aktywności górskiej uprawiać.
– A twoje indywidualne zainteresowania górskie?
– Najbardziej lubię wspinanie klasyczne w skale. Choć w zasadzie lubię po prostu wszelkie rodzaje wspinaczki. Wspinaczka jest na pierwszym miejscu :-), ale oczywiście inne formy działalności górskiej też lubię. Nie zostałbym przewodnikiem, gdyby tak nie było. Od czasu do czasu miło też jest przejechać na nartach stromszym żlebem.
– Czy prywatnie masz czas i ochotę na góry, skoro w górach pracujesz?
– Ochota jest na pewno. Jeśli chodzi o czas, to wyłącznie kwestia motywacji, choć nie jest łatwo. 🙂
Przemek Wójcik. Międzynarodowy przewodnik wysokogórski IVBV, ratownik TOPR, prezes Klubu Wysokogórskiego Zakopane, geograf. Wspinał się w Tatrach, Alpach, Górach Sino – Tybetańskich oraz w Himalajach. W skałach prowadzi drogi do stopnia VI.6. Współautor nowych dróg w Himalajach Indii, Górach Qonglai (Tybet) i Himalajach Nepalu. W 2008 roku Otrzymał nagrodę Ministra Sportu i Turystyki za nową drogę na szczycie Pharilapcha w Himalajach Nepalu. Dwukrotnie (2006, 2008) wyróżniony w kategorii Alpinizm na Spotkaniach Podróżników „KOLOSY” za nowe drogi w Himalajach Indii i Nepalu. Kilka razy nominowany i wyróżniany nagrodami środowiskowymi (Jedynka, Brytany). Ma 29 lat.